MENU
Wróć

Jak komentujemy zaginięcia dzieci — i jak możemy zaszkodzić

Internet to pomocne medium w poszukiwaniu osób zaginionych: w krótkim czasie można rozpowszechnić zdjęcie osoby zaginionej i komunikat. Niestety część internautów powiela w sieci szkodliwe mity dotyczące zaginięć. Swoimi komentarzami ranią i szkodzą, chociaż niekiedy wydaje im się, że pomagają, gdy wcielają się w „kanapowych detektywów”. 

Na problemy związane z zaginięciami i ucieczkami dzieci kompleksowo odpowiada 116 000 — Telefonu w sprawie Zaginionego Dziecka lub Nastolatka. Tutaj opisaliśmy, w jakich sprawach możemy dzwonić, a tutaj — jakie sygnały daje dziecko, które planuje ucieczkę.

Ocena po wyglądzie. „Powiększone źrenice, coś nie tak?”

Informacje o zaginięciu dziecka lub nastolatka publikowane są przez różne portale, również w mediach społecznościowych. Co oczywiste, do komunikatów dołączane są zdjęcia. Bywa, że na ich podstawie, komentujący przewidują powody zniknięcia dziecka. 

Warto zaznaczyć, że częściej znikają dziewczynki i nastolatki, a ich wygląd niestety chętnie jest komentowany przez użytkowników m.in. Facebooka. Pod zdjęciem zaginionej nastolatki Zofii pojawiło się 800 komentarzy.

Zofia ma krótkie włosy, oczy podkreślone czarną kredką i ubiór typowy dla nastolatki, szukającej własnej tożsamości. Komentarze? „Dobrze zrobiona”, „Byłem z nią w Monarze”, „Źrenice powiększone, coś nie tak?”, „Zaczął się sezon festiwalowy, pewnie na jakimś jest”. 

Mało kto wypowiedział się, jednocześnie nie krzywdząc. Znalazł się jeden, który trafił w sedno. „A wy wiecie, że takimi komentarzami marginalizujecie rzeczywiste tragedie?” — napisała internautka.

Zaginięcie to nie „wakacyjna przygoda”

Za każdym zaginięciem, ucieczką, kryje się poważny problem do rozwiązania. Tymczasem, gdy pojawiają się zdjęcia nastolatek czy nastolatków, zwłaszcza w okresie wakacyjnym, wielu sprawę bagatelizuje. Komentarze o „wakacyjnej przygodzie” dominują.

Tak, jak pod informacją o zaginięciu Klaudii. „Szuka wrażeń”, „Widocznie nastolatki się nudzą”, „Sama podjęła decyzję o nowym życiu”, “Melanż ją poniósł” — to tylko niektóre z komentarzy.

Teorie o ucieczce pojawiają się także pod informacjami o zaginięciu nastolatków. O Bartoszu ktoś napisał: „Na pewno prysnął z kolegami. Takich jest więcej, wakacje się skończą, to wróci do domu z głową pochyloną”.

Pojawia się tutaj jeden z popularnych mitów, że w wakacje dzieci częściej znikają, bo właśnie uciekają, aby „przeżyć przygodę”. W rzeczywistości nie ma statystyk, które by na to wskazywały. Mimo tego media w wakacje informują, że dzieci częściej uciekają w tym okresie. 

Pojawiają się tytuły, które mają przyciągnąć czytelników, takie jak: 

Wakacje sezonem na »wielkie ucieczki« z domu. Z domu uciekają coraz młodsze dzieci”, „Wakacyjne ucieczki dzieci. Jedna czwarta z »dobrych domów«”, „Wakacje to czas ucieczek dzieci z domów”, „Lato »na gigancie«. Dlaczego młodzi uciekają z domu?”.

Treści te niestety wzmacniają przekonanie, że dzieci w różnym wieku, robią sobie wycieczki, uciekają, szukając przygód, a wracają, jak kończą się pieniądze lub lato. Tymczasem nacisk powinniśmy kłaść na to, że zaginięcia i ucieczki to problem całoroczny, a dziecko, nawet jeśli z własnej woli znika, narażone jest na szereg niebezpieczeństw.

Teorie spiskowe dotyczące zaginięć

Obok bagatelizowania zaginięć dzieci i młodzieży, mamy też coś skrajnie odwrotnego: tworzenie teorii spiskowych, które bardzo często sugerują najgorsze możliwe scenariusze. Tak dzieje się przede wszystkim w przypadku zaginięć małych dzieci. Jedną z popularnych teorii jest porwanie dzieci na handel organami. 

„To straszne co się dzieje. Dlaczego giną dzieci, co mogło się z nimi stać? Czy istnieje handel ludźmi? Może tam go szukać” — pisze internautka pod informacją o zaginięciu 8-latka. Komentujący nierzadko łączą też kilka spraw w jedną, sugerując, że w regionie dzieje się coś niepokojącego.

Tak było ostatnio w przypadku informacji o zaginięciach na Śląsku. Pojawiały się komentarze, że właśnie w tym województwie, nagle, dochodzi do zaginięć dzieci. Pisano komentarze w stylu: „Co dzieje się na Śląsku, że tyle zaginięć?”.

„Kanapowi detektywi” wkraczają do akcji

Im bardziej nagłośniona sprawa zaginięcia, tym więcej teorii tworzonych przez „kanapowych detektywów”. Można to obserwować między innymi w sprawie zaginięcia Tomasza Cichowicza, który zaginął, mając zaledwie 4 lata. Jego mama szuka go do dzisiaj.

Musi też radzić sobie z tym, że internauci snują różne teorie na temat zniknięcia Tomka. Od morderstwa, przez porwanie do adopcji, aż do tej, mówiącej że Tomek żyje i jest amerykańskim żołnierzem. To właśnie jeden z internatów stwierdził, że Tomek to Ryan Pitts.

Teorię tę przedstawił także w swoim filmie „Oczy diabła” Patryk Vega. Wypowiada się w nim mama Tomka. Okazuje się, że polska policja skontaktowała się z żołnierzem, ten jednak odmówił testów DNA.

Jolanta Cichowicz wciąż szuka syna, a internauci spekulują, co stało się z Tomkiem. Niektórzy piszą wprost zrozpaczonej matce, że uważają, iż Pitts to na sto procent jej syn… 

Dziecka trzeba szukać od razu, a nie dopiero po 48 godzinach

W niewyjaśnionych okolicznościach urwał się kontakt z dzieckiem i nie wiesz, co robić? Popularny mit głosi, że zaginięcie można zgłosić, dopiero gdy upłynie jeden dzień lub 48 godzin od ostatniego kontaktu z osobą zaginioną. To nieprawda.

Gdy tylko podejrzewamy, że bliska nam osoba mogła zaginąć, mamy prawo od razu zgłosić zaginięcie. Nie istnieje przepis, który wymaga odczekania odpowiedniego czasu. Policjant ma obowiązek przyjąć zgłoszenie od razu.

Skąd pochodzi przekonanie o tym, że należy odczekać co najmniej dobę lub dwie przed udaniem się na policję? Prawdopodobnie z popkultury. Jest to motyw, który często pojawia się w filmach lub serialach

Presja czasu i konieczność czekania być może potrafią podbić stawkę i emocje w oglądanym filmie, ale pamiętajmy, że w prawdziwym życiu trzeba interweniować od razu. Mamy prawo szukać pomocy natychmiast, gdy tylko podejrzewamy, że dziecku mogło stać się coś złego.

Dziecko jest z rodzicem, ale to nie zawsze znaczy, że jest bezpieczne

Na pierwszy rzut oka wydaje się, że wszystko jest w porządku, gdy dziecko jest pod opieką osoby dorosłej, a zwłaszcza rodzica. To wcale nie musi oznaczać, że wszystko jest dobrze. Zdarza się, że dzieci padają ofiarą porwania rodzicielskiego.

Mowa o sytuacji, gdy jeden z rodziców bez wiedzy lub zgody drugiego zabiera dziecko i uniemożliwia kontakt między członkami rodziny. W ostatnich latach głośno było o sprawie małego Marcusa, którego matka zabrała z Danii do Polski.

Wbrew pozorom nie jest to przestępstwo – obojgu rodziców przysługuje władza rodzicielska. Z tej przyczyny często ten problem jest traktowany jako konflikt wewnątrz rodziny, a służby nie chcą się w niego angażować.

H3: Sprawa wychodzi na jaw, nawet gdy nie znamy szczegółów

Nie zawsze wiemy, czy mamy do czynienia z porwaniem rodzicielskim, próbą ograniczania kontaktu, czy może „przejawem prawa, które faworyzuje kobiety” – a takie komentarze pojawiają się w mediach społecznościowych. Warto pamiętać, że nie znamy pełni obrazu i konfliktów, do których dochodziło w rodzinie.

Brzmi to jak sprawa prywatna, ale internauci wtrącają się również w takie sytuacje i oceniają je czarno-biało. Czy winna jest zawsze matka, a może winny jest zawsze ojciec? To nie takie proste, a wielu szczegółów nie znamy.

Pamiętajmy, że w centrum kryzysu jest dziecko, nawet gdy kłótnia przebiega pomiędzy dwójką dorosłych. Z tego powodu najlepszy rozwiązaniem jest mediacja, w której pomóc mogą eksperci Fundacji Itaka. W takich sprawach również możemy dzwonić pod 116 000.

Obserwatorzy niech powstrzymają się od komentarzy. Sprawa małego Marcusa była przekazywana między sądami przez kilka lat. Wciąż na jaw wychodziły nowe szczegóły –  co również pokazuje, że rozwiązywaniem takich spraw powinny zająć się osoby kompetentne, które wiedzą, co dzieje się w danej rodzinie, mają pełny obraz sytuacji.

Wróć